Ze znalezieniem lampy do kuchni historia była podobna jak z numerkiem na drzwi wejściowe. Zresztą nie tylko do kuchni, do innych pomieszczeń podobnie. Każde zwiedzanie działu oświetleniowego kończyło się szybką ewakuacją i marudzeniem na ogólnodostępne modele.
Mamy najwyraźniej tak wielkie, a precyzując to minimalistyczne, wymagania co do lamp, że jeszcze takich, które wpasowałyby się w nasz gust nie wyprodukowano.
O ile bez numerka na drzwi można było żyć i nie ponosić w związku z tym żadnych konsekwencji (oprócz takich, że ktoś idący do nas po raz pierwszy miał małą zagadkę do rozwiązania), o tyle bez lamp trochę gorzej. Surowe żarówki walą po oczach i wyglądają jak surowe żarówki :)
Kończąc moje wywody: ostatecznie kupiliśmy jakąś tam lampę, która wisiała nad nami i drażniła swoim wyglądem, a także w potrzebnych momentach świeciła. A potem z pomocą przyszedł pinterest i zrodziła się pewna idea:
idea polegała na zamaskowaniu lampy drewnianymi łychami :)
mocowanie łyżek jest dość ryzykowne (sznurki), ale jak dotąd nic nikomu na łeb nie spadło
i żyjemy w przekonaniu, że stan ten się utrzyma
dla efektu wizualnego część łyżek została pomalowana na czerwono
(zostało mi trochę farby ze ściany)
a tak się lampa prezentuje w szerszej perspektywie
brawo ta Pani:)
OdpowiedzUsuń