Moja naiwność w "sferze kwiatowej" nie ma granic. Znowu przyciągnęła mnie jakąś tajemną mocą kwiaciarnia, znowu zakupiłam dwie zielone żywe rośliny (tym razem nie było ze mną męża, który by mnie od tego odwodził).
Oczywiście podczas zakupu i wyboru trzy razy się upewniłam, że roślinki są mało wymagające, przetrwają w trudnych warunkach, czyli w moim towarzystwie, itd., itd.
Widząc, że mam ze sobą żywe dziecko Pani sprzedająca dziwiła się moimi obawami, co do rychłego uśmiercenia kwiatów, widocznie moje "moce" nie są zauważalne na pierwszy rzut oka :)
dzień pierwszy roślin w moim towarzystwie: wyglądają puki co doskonale i wierzę, że taki stan rzeczy pozostanie :)
z pozoru "bezład" sznurkowy, a tak naprawdę wieszaczek na doniczki
wieszaczki w akcji, czyli robię dla roślinek wszystko by miały jak najlepiej: przywiesiłam je blisko słońca
(co prawda zasłoniłam żaluzje, ale to dla tego, że słońce już świeci po drugiej stronie globu)
wieszaczki w szerszej perspektywie
(teraz tylko pozostają mi modlitwy o to, aby kwiaty jakoś dały ze mną radę)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz