Zobaczyłam gdzieś kiedyś mały myk, polegający na wrzuceniu do środka zwykłych babeczek z czekoladą - ptasiego mleczka i odkąd tego spróbowałam - jestem uzależniona! Nie tylko ja: Piotrek rzuca takimi komplementami, że aż się ciepło robi, a Gabi nic nie mówi tylko wcina! :) Najlepsze w nich jest to, że ciężko rozpoznać ich zawartość, bez posiadania wiedzy - co ją stanowi, więc zostały one przeze mnie nazwane: muffinkami z miłą niespodzianką :) Fajnie się obserwuje miny zgadujących i słucha ich pomruków... :)
standardowo przy muffinkowych czynnościach potrzebujemy 2 miseczki, jedną na składniki suche, drugą na mokre
/składniki suche: 2 szklanki mąki, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, cukier waniliowy, 3/4 szklanki cukru, szczypta soli/
/składniki mokre: 1 jajko, 1 szklanka mleka, 1/4 szklanki oleju/
po wymieszaniu składników suchych i mokrych osobno, a potem połączeniu ich razem - dodatkowo zawsze wrzucam jedną gorzką czekoladę pokrojoną w małe kosteczki
/tym razem przez pomyłkę wrzuciłam czekoladę gorzką z nadzieniem malinowym, co również dało zaskakująco miły efekt dla podniebienia/
strategiczny składnik: ptasie mleczko! :)
nakładamy ciasto do połowy foremek, delikatnie wciskamy ptasie mleczko, po czym zalewamy je ciastem
pieczemy 25 min w temperaturze 180 stopni
wąchamy i oglądamy, mhm... :)
ozdabiamy (w przypływie wolnego czasu) i wcinamy! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz