Pewnego dnia mój osobisty Troublemaker dorósł do tego, aby zakosztować przygody związanej z przedszkolem. Bez wdawania się w szczegóły: znajomi prowadzą fajową placówkę i tam wylądowała Gabi. Potomstwo odstawia się co rano zaopatrzone w śniadanko.
Przez pierwsze dni dziecię nosiło swoją śniadaniową wałówę w reklamówce, a ja walczyłam z myślami, że trzeba będzie kupić różową torebeczkę lub plecak Hello Kitty albo Barbie. Tak szczerze to przyprawiało mnie to o nieprzyjemne palpitacje serca i nadmierną potliwość. Z całym szacunkiem do dziecięcych gustów i guścików: tak długo jak to możliwe - mam zamiar odsuwać tego typu dziecięce dobra materialne w czasie.
Wybawieniem i inspiracją okazał się prezent od teściowej (niektórzy to mają farta do teściowych - czyt.: ja mam).
Do rzeczy:
takie prezenty od teściowych to się ceni i uwielbia
tak wygląda poranny Troublemaker z wałówą śniadaniową
tak wygląda samodzielność w wykonaniu Gabi
zapakowana Sówka - Śniadaniówka oraz zapakowane policzki Troublemakera
(kto powiedział, że nie można naruszyć śniadanka przy pakowaniu?)
szydełkowa Sówka - Śniadaniówka:
3 popołudnia z szydełkiem i problem zakupu torebeczki Hello Kitty na jakiś czas z głowy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz